Ostatnie manewry dokonywane były w nocy, przy silnym deszczu i praktycznie bez oświetlenia. Obecne miejsce postoju jest tymczasowe ze względu na ciągłe zmiany przypływów i odpływów sięgających tam 6 metrów różnicy, co wymaga stałej obsługi cum. Natychmiast po przybiciu do brzegu kapitan Paszke rozpoczął działania naprawcze związane z wypompowaniem wody z lewego pływaka i analizą uszkodzeń. „Najważniejsze, że udało się ocalić jacht. Ale teraz ilość pracy która nas tu czeka jest co najmniej dwukrotnie cięższa niż na morzu, jednak musimy to zrobić jak najszybciej” – powiedział Roman Paszke.
Obecnie na pokładzie pracuje dwóch pracowników portowych, ale najważniejsze prace naprawcze będą realizowane przez Zespół Brzegowy Rejsu, który w najbliższych dniach ma przybyć z Polski. Jednym z podstawowych wyzwań będzie znalezienie w tym regionie odpowiedniego samojezdnego dźwigu zdolnego do wyjęcia katamaranu z wody, a to wymaga udźwigu co najmniej kilkunastu ton. Dopiero po wydobyciu jednostki z wody możliwe będzie dokładne oszacowanie zniszczeń.
Pomimo oddalenia wszelkich polskich placówek od Rio Gallegos o kilka tysięcy kilometrów, kapitan uzyskał wszechstronną pomoc ze strony konsulatu przy Ambasadzie RP w Argentynie. Obecnie Roman Paszke jest bardzo zmęczony, ale w dobrym zdrowiu i po planowanym kilkugodzinnym odpoczynku i gorącym prysznicu – chce jak najszybciej rozpocząć prace przywracające jachtowi pełną sprawność morską. Bardzo dziękuje wszystkim za okazywaną życzliwość w tych trudnych chwilach. Jakiekolwiek decyzje dotyczące dalszych planów rejsu zostaną podjęte po przeanalizowaniu zniszczeń części podwodnej jachtu
Źródło: paszke360.com